środa, 27 kwietnia 2016

REM

Moje dziecko śpi. Tuląc ją i bujając na rękach, wyobrażałam sobie, jak delikatnie odkładam ją do łóżeczka, cicho zamykam drzwi i biegnę na kanapę, aby zatopić się w poduszkach i byle jak rzucić na siebie kołdrę. Że samo zmrużenie oczu pozwoli mi na przejście w fazę REM, tak przynajmniej na kwadrans, z maksymalnie trzeba dobudzeniami. Ciepłą buźkę i rozlewające się na rękach ciałko odłożyłam między białe szczebelki łóżeczka. Coś na koniec mruknęła, jakby chciała, żebym jeszcze chwilę przy niej pobyła, popatrzyła, jak powoli otwierają jej się usta, a ślinka zaczyna pojawiać się w ich kącikach. Główka przechyliła się w stronę ściany, przytuliła do siebie pluszowego konika, dając tym samym znać, że ma swojego opiekuna, rumaka, na którym pogna ku snom. Zamknęłam delikatnie za sobą drzwi i znów to samo wrażenie, że przecież szkoda tego wieczoru na tak szybkie zniknięcie pod kołdrą. Przecież wreszcie możemy na spokojnie usiąść, zgarniając nogą zabawki zajmujące każdy metr kwadratowy podłogi. Szkoda tych audycji, bo w środowe wieczory można usłyszeć dobre, mądre głosy i taką samą muzykę. I szkoda tego dnia, który coraz dłuższy, pomimo, że  nasze sny mogą się nie nałożyć na siebie. Jest pięknie, cicho, bałaganiarsko i spokojnie. W takich warunkach nie można po prostu zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz