sobota, 30 stycznia 2016

Family cafe

Sobota zaowocowała wyprawą do kolejnego fajnego miejsca dla małych i dużych. Nowy punkt na gastronomicznej mapie Wrocławia - Family cafe - każdemu członkowi naszej niewielkiej eskapady przypadł do gustu. R. mogła swobodnie raczkować po całej kawiarni (w sumie chyba nawet restauracji, bo można tam zjeść lunch czy obiad), na miejscu przygotowano dwa kąciki dla dzieci - na parterze miejsce dostosowane do raczkujących pociech, na piętrze - plac dla większych. Dużo zabawek, pchacze, klocki, bujaki, akcesoria dla lalek - bardzo na plus. 

Dodatkowo na piętrze istnieje możliwość zarezerwowania stolików na imprezę dla dzieci czy spotkanie w większym gronie. Bardzo ładny, nowoczesny wystrój, zdrowa kuchnia, miła obsługa - świetna ozdoba nowego osiedla na południu Wrocławia.

My wypiliśmy pyszne capuccino, zjedliśmy tartę na słodko z domowymi lodami. Autobusy podjeżdżają prawie pod drzwi. Wrócimy tam, na pewno.

Adres: Krzycka 83/1c, obok Skarbowców, Wrocław.


czwartek, 28 stycznia 2016

Niepotrzebnie

Czasem - czasem często - walczę ze swoimi nerwami, agresją wobec wszystkiego, wkurwem swego rodzaju. Wszystko siedzi w głowie, wszystko siedzi w głowie. Czasem - czasem często - sama się nakręcam, widzę świat w ciemnych barwach, pesymistycznie patrzę w przyszłość na drobiazgi - a to przecież one budują nam dni.
Czasem często zapominam, że można spokojnie, z uśmiechem, bez przyspieszonego rytmu serca, zaciskania zębów, rozdrapywania małych ranek w akcie rozmyślania. Podobno może być - to wszystko “czasem często” powodem braku snu, przemęczenia i czegoś tam, gdy człowiek nie ma kiedy wywalić się brzuszkiem do góry i pomarzyć, że wspina się na jakąś fantastyczną górę, wdychając świeże powietrze. Zapominam, że teraz mogę marzyć jeszcze więcej, bardziej, skupiam się na jakichś durnych błahostkach i roztrząsam jakieś idiotyzmy.

Kiedyś byłam delikatna, ciągle uśmiechnięta, wszystko brałam pozytywnie. Chyba jak człowiek ma za dużo dobrego, zamiast się cieszyć, zaczyna fiksować. A tu przecież wiosnę czuć, czas wrócić do siebie, poukładać myśli, nie planować zbyt wiele i pozwolić życiu biec własnym tempem, niech prowadzi nas w tym tańcu.

wtorek, 26 stycznia 2016

#obrazki

Nie mogła się zdecydować. Najpierw sięgnęła po kasę - ok, ustawi się w życiu, przynajmniej o to będzie spokojna. Później zainteresował ją śrubokręt - kobieta-inżynier. Na krótko jednak. Jej wzrok niebezpiecznie zatrzymał się na kieliszku, nomen omen postawionym dość daleko, poza rzędem, poza szeregiem. A jednak - odpuściła, wypuściliśmy powietrze. Wtem - książka - pierwsza lepsza ściągnięta z półki. Tak. Wypatrujcie publikacji jej autorstwa.







czwartek, 14 stycznia 2016

Sen

Dokładnych słów, które rok temu o tej porze wypowiadałam przytoczyć nie mogę, ale było to pewnie coś na wzór: “No R. chooooooo. Wyjdź już, daj się zobaczyć, spojrzymy sobie w oczy, fajnie będzie”. I głaskałam się po tym wielkim brzuchu, który chwilę wcześniej został rozebrany z jakichś swetrów, kurtki z literkami “X” na metce, tuż po powrocie ze spaceru z Ginesem. Stosowałam się do sugestii lekarza - spacerować, chodzić po schodach. Kilka pięter na te kilka dni po terminie.

Patrzyłam na dwie spakowane torby. Wiedziałam, że jeszcze trochę, bliżej niż dalej, oczekiwanie się skończy i będzie życie nie na 70, a na 100%. W tle, jak zawsze, gra radio, leci jedna z najulubieńszych “Się kręci”. W głowie wspomnienie Woodstocku z małym jeszcze brzuszkiem, o Lechu Free. Wtedy tak silna była myśl o tym, że na zimę nigdy tak bardzo nie czekałam.

Kopniaki, powolne i leniwe, bo przecież już wieczór,  idziemy spać. Miejsca mało, czuję jakby przeciąganie się. Nie jest mi ciężko, myślę, że mogłabym wstać i pobiec. Delektuję się jakimiś słodyczami i czymś tam słonym, niezdrowym - niedługo (?) będzie przerwa w zasilaniu żołądka tego typu smakołykami. Przerwa krótka, ale jednak - mały organizm będzie musiał się przyzwyczajać do smaków, a ja nie będę mogła mu w tym przeszkadzać.

Kładę się spać, na boku. Chyba przeczuwam, że za dobę o tej porze będziemy odliczać 10-15 minut do kolejnego skurczu, by niedługo przed północą przejść z dwiema torbami przez szpitalne drzwi.

niedziela, 3 stycznia 2016

Pora roku

Nie wiem, czy coś będzie w stanie pobić miniony rok. Wydarzyło się więcej, niż mogłabym sobie wyobrazić, niż - myśląc wcześniej - mogłabym znieść, udźwignąć, aż wreszcie - wymarzyć. 

Rok temu, z brzuchem pod samą brodą, po nocy zakrapianej jakimś Piccolo wzniosłam toast, że jednak R. udało się "przeskoczyć rok". Że będzie jedną w tych najstarszych w klasie, moją zimową dziewczynką z samego początku roku. Że nie mogę się doczekać i by dać jej znaki, że mogłaby już przyjść na świat, przy każdej możliwej okazji wchodziłam po schodach na nasze trzecie piętro, spacerowałam z Ginesem po okolicach i nie tylko, myłam okna, szorowałam co się da i przekładałam z miejsca na miejsce rzeczy, w które jej drobne ciałko niebawem wskoczy. Dopiero po ponad dwóch tygodniach mała R. zapukała od wewnątrz dając tym samym znak, że jest gotowa na mnie spojrzeć, że chce usłyszeć, że nikt nigdy nie pokocha jej tak mocno jak my i dla nikogo w życiu nie będzie tak ważna. 

Zima zawsze będzie dla mnie najbardziej wyczekiwaną porą roku, właśnie dlatego.