niedziela, 3 stycznia 2016

Pora roku

Nie wiem, czy coś będzie w stanie pobić miniony rok. Wydarzyło się więcej, niż mogłabym sobie wyobrazić, niż - myśląc wcześniej - mogłabym znieść, udźwignąć, aż wreszcie - wymarzyć. 

Rok temu, z brzuchem pod samą brodą, po nocy zakrapianej jakimś Piccolo wzniosłam toast, że jednak R. udało się "przeskoczyć rok". Że będzie jedną w tych najstarszych w klasie, moją zimową dziewczynką z samego początku roku. Że nie mogę się doczekać i by dać jej znaki, że mogłaby już przyjść na świat, przy każdej możliwej okazji wchodziłam po schodach na nasze trzecie piętro, spacerowałam z Ginesem po okolicach i nie tylko, myłam okna, szorowałam co się da i przekładałam z miejsca na miejsce rzeczy, w które jej drobne ciałko niebawem wskoczy. Dopiero po ponad dwóch tygodniach mała R. zapukała od wewnątrz dając tym samym znak, że jest gotowa na mnie spojrzeć, że chce usłyszeć, że nikt nigdy nie pokocha jej tak mocno jak my i dla nikogo w życiu nie będzie tak ważna. 

Zima zawsze będzie dla mnie najbardziej wyczekiwaną porą roku, właśnie dlatego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz