czwartek, 27 sierpnia 2015

Mleczaki pod opieką

Szczotka pasta, kubek, ciepła woda, tak się zaczyna wielka przygoda,
myje zęby, bo wiem dobrze o tym, kto ich nie myje ten ma kłopoty.
Żeby zdrowe zęby mieć, trzeba tylko chcieć.
Szczotko, Szczotko, hej szczoteczko! O! O! O!
Zatańcz ze mną, tańcz w kółeczko. O! O! O!
W prawo, w lewo, w lewo,w prawo. O! O! O!
Po jedzeniu kręć się żwawo. O! O! O!
W prawo, w lewo, w lewo, w prawo. O! O! O!
Po jedzeniu kręć się żwawo. O! O! O!
Bo to bardzo ważna rzecz żeby zdrowe zęby mieć!


PS Sens tych śmiesznych, sprawiających wrażenie żenujących, tekstów piosenek, zrozumieją tylko ci, którzy mają dzieci ;)

wtorek, 25 sierpnia 2015

Kredyt hipoteczny a dziecko

     Czy posiadanie dziecka ma wpływ na zdolność kredytową? Owszem, ma. Może tak być nawet, jeśli dziecko nie przyszło jeszcze na świat.

     Kiedy my braliśmy kredyt hipoteczny, R. nie była jeszcze na świecie. Nie byłam też w ciąży, jednak wiem, jak banki podchodzą do par spodziewających się dziecka. Dziś kilka informacji o tym, z czym w przypadku kredytu hipotecznego muszą się liczyć pary zaciągające wieloletnie zobowiązanie.

Jeden z tematów, o którym pisanie sprawia mi bardzo dużą przyjemność - bankowość. Obszar ten poznałam w przeszłości z dwóch stron - praktycznej i teoretycznej. Pierwsza z nich trwała 1,5 roku podczas pracy w banku, druga blisko 5 lat pracując w redakcji jednego z największych portali internetowych w Polsce, podejmującego temat bankowości i szeroko rozumianych finansów. Choć sam temat kredytów hipotecznych i potomstwa może zainteresować wąskie grono, wspominając pytania klientów banku i czytelników portalu, postanowiłam napisać o tym kilka słów. Może okażą się dla kogoś przydatne.

Dziecko wpływa na zdolność kredytową

     Zdolność kredytowa to wyliczona przez bank maksymalna kwota kredytu, na jaką mogą zadłużyć się przyszli kredytobiorcy. Aby ją określić, bank zdobywa od klienta informacje takie jak: zarobki, obecne zatrudnienie, posiadane zobowiązania kredytowe, przeszłość kredytowa, liczba osób w gospodarstwie domowym. Skupię się na ostatnim z wymienionych punktów - gospodarstwo domowe. Na podstawie tej informacji, instytucja, w której składany jest wniosek, oblicza szacunkową kwotę, jaka miałaby wystarczyć każdemu członkowi rodziny na przeżycie w miesiącu. W przypadku małżeństwa, są to dwie osoby. Jeśli na świecie pojawi się także dziecko - nie ważne, czy ma dzień, rok, czy dziesięć lat - bank w wyliczaniu zdolności kredytowej weźmie je pod uwagę tak jak osobę dorosłą. A co, jeśli o zobowiązanie ubiega się para, która spodziewa się dziecka?

Kredyt, który będzie możliwy do spłaty

     Zdolność kredytowa to temat spędzający sen z powiek wielu wnioskującym. Obecnie banki dość restrykcyjnie podchodzą do tematu udzielania kredytu zaciąganego na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Dodatkowo konieczne jest posiadanie wkładu własnego w wysokości 10% kwoty kredytu (w przyszłym roku będzie to 15, a w 2017 r. - 20%). Najważniejsze jednak jest, aby miesięczna rata nie przerosła możliwości finansowych kredytobiorcy. Docelowo najlepszym dla portfela kredytobiorców (i najbezpieczniejszym) rozwiązaniem byłoby, gdyby comiesięczne płatności związane z opłaceniem kredytu nie przekraczały 30% wynagrodzenia.

Jeśli para zdecydowana jest na drogie mieszkanie lub dom, znacznie obciążające domowy budżet, warto zastanowić się, czy nie lepiej wziąć pod uwagę tańszą opcję. Gdy na świecie pojawił się dziecko, wydatków tylko przybędzie.

Ciąża także wpłynie na wyliczenie zdolności kredytowej

     Podczas analizy zdolności kredytowej, bankier nie zada wprost pytania, czy para spodziewa się dziecka. Jeśli jednak ciąża jest widoczna, bankier może pozostawić analitykowi adnotację, że lada moment rodzina będzie miała większe wydatki. W takiej sytuacji trzeba mieć świadomość, że zdolność kredytowa, choć gospodarstwo domowe tworzą jeszcze dwie osoby, może być niższa, niż przyszli kredytobiorcy zakładali.






niedziela, 23 sierpnia 2015

Odpoczynek w przepięknych okolicznościach przyrody

     Spontanicznie odwiedziliśmy rodzinkę mieszkającą zaledwie 40 minut drogi od naszego domu. R. wynoszona, wytulona, wycałowana, oczywiście także przez prababcię, która obchodziła swój jubileusz.









Dziecko i pies pod jednym dachem

     “A jak Wasz pies reaguje na małą?” - to jedno z częstszych pytań, gdy rozmówca dowiaduje się, że powiększyliśmy rodzinę mając już psa. To rewolucja, przez którą mimo wszystko można przejść spokojnie.


     Pies był z nami na 4,5 roku przed przyjściem R. na świat. Przez ten czas bardzo się zżyliśmy, pies znał swoją pozycję, byliśmy tylko we trójkę, nie licząc jego wyjazdów do mojego rodzinnego domu raz-dwa razy w roku na tydzień lub dwa. Wspólnie zajmowaliśmy wynajęte mieszkanie, wspólnie także przenieśliśmy się do naszego nowego, własnego M. Nie pozwalaliśmy wejść sobie na głowę - pies o imieniu Gines nie mógł wylegiwać się na kanapie, nie dostawał jedzenia ze stołu podczas naszych posiłków, nie był puszczany ze smyczy na każdym spacerze. Uczyliśmy go reagowania na komendy, był nagradzany za dobre zachowanie. Wiedzieliśmy jednak, że pojawienie się dziecka będzie dla niego ogromną zmianą, rewolucją w jego życiu. Musieliśmy dołożyć wszelkich starań, aby nie był to dla niego traumatyczny czas, a wręcz przeciwnie - by poczuł, że przyszło nowe, ale nie złe.

Przygotowanie psa na dziecko

     W czasie ciąży zapoznawałam się z artykułami poświęconymi procesowi adaptacji psa, który miał wejść w nową sytuację życiową. Wspominano w nich między innymi o odtwarzaniu płaczu dziecka z You Tube, spacerowaniu z psem i pustym jeszcze wózkiem, pozwalaniu wwąchać się w zakupione rzeczy, które będą służyć maleństwu, przyniesieniu pieluchy, kiedy już urodzi się dziecko, a mama jest z nim jeszcze przez kilka dni w szpitalu.

My zastosowaliśmy się do następujących: pozwalanie wwąchać się w zakupione rzeczy, przyniesienie pieluchy ze szpitala. Kiedy byłam przed porodem kilka dni na obserwacji, H. również przynosił moje rzeczy do obwąchania dla Ginesa.

Kiedy Gines codziennie przez trzy dni pobytu w szpitalu dostawał tetrową pieluchę do obwąchania, przynajmniej wstępnie mógł zapoznać się z małą R. Zmysł węchu w przypadku psów jest niezwykle istotny, dlatego dobrze to wykorzystać i dać mu w ten sposób znać o nadchodzących zmianach.

Kiedy Gines przez tych kilka dni budował sobie pewien obraz poprzez to, co H. przynosił do domu, nadszedł dzień oficjalnego przywitania z małym człowiekiem. Pierwszy do mieszkania wszedł H., który przywitał się z wyczekującym nas Ginesem. Ja czekałam z R. w nosidełku przed drzwiami. Następnie zamieniliśmy się. Jako ostatnia do domu “weszła” R. Pozwoliliśmy Ginesowi ją obwąchać, stawiając nosidełko na ziemi (chroniliśmy jedynie główkę maleńkiej). Gines zapoznał się i spokojny odszedł.

To bardzo ważne, żeby nie robić z dziecka tajemnicy. Pies powinien dowiedzieć się, z kim będzie mieszkał pod jednym dachem. Jeśli psu nie zostanie przedstawione dziecko, istnieją dwa podstawowe zagrożenia: na siłę będzie próbował przywitać się z maleństwem przy każdej nadarzającej się okazji lub stanie się w stosunku do niego agresywny, a do swoich właścicieli straci zaufanie.

Kluczowa hierarchia

     Aby możliwie najlepiej zadbać o zdrowie psychiczne naszego psa, a także wyplewić kilka zachowań, które wpływały niekorzystnie na życie wszystkich domowników, skonsultowaliśmy się z behawiorystą. Porad co do postępowania, a także zmiany naszego zachowania było wiele, jednak w tym momencie zwrócę uwagę na jedną z najistotniejszych kwestii, jaką jest hierarchia w domu. Między psem a domownikami nie może istnieć partnerstwo. Pies oczekuje lidera i musi go widzieć w swoich opiekunach. Ponieważ rodzina powiększyła się, trzeba sobie (i psu) uświadomić, że pozycja psa “spadła” z trzeciej na czwartą. Pies musi wiedzieć, że dziecko nie jest jego partnerem i musi traktować je z szacunkiem, a także wykonywać jego polecenia (w przyszłości). Jasne zasady są bardzo istotne, by pies nie traktował dziecka na równi ze sobą, bo co za tym idzie - przy ewentualnym sporze (np. podczas zabawy), może dojść do konfliktu, gdy pies nie posłucha dziecka, nie będzie chciał ulec. W tym wszystkim trzeba jednak pamiętać, że wiele zachowań psa nie wynika z jego złego charakteru, a z miłości, troski i obawy o swoich domowników. Jeśli zauważysz u psa niepożądane zachowania, będziesz wobec niego nieufna/y, nie czekaj ani chwili i skontaktuj się z behawiorystą/treserem. Już kilka wskazówek może dać pozytywne skutki, a 2 czy 3 wizyty nie zrujnują domowego budżetu, za to z pewnością pozwolą zaoszczędzić nerwów (koszt jednej wizyty to 100 zł).



Uciążliwe szczekanie

     Gdyby psa karać za to, że szczeka, człowiek powinien zostać ukarany za każdym razem, gdy wypowie słowo. Tak jak dla dziecka płacz stanowi sposób komunikowania, tak pies poprzez szczekanie odpowiada na dźwięki, alarmuje, pokazuje emocje. Sprawa robi się nieco bardziej skomplikowana, gdy szczekanie budzi śpiące dziecko. Używając kar, pies nie będzie rozumiał, co robi źle - szczeka na pukanie do drzwi, bo sygnalizuje nam, że ktoś się zjawił, a także ostrzega przybysza, że on tutaj pilnuje. W takiej sytuacji trzeba psu podziękować za zwrócenie uwagi i oddelegować go na swoje legowisko, np. zastosowując komendę “do siebie”. Pies będzie wiedział, że jego lider panuje nad sytuacją, choć z pewnością w dalszym ciągu będzie czuwał nad bezpieczeństwem w domu.

Sierść. Dużo sierści. Wszystko w sierści

     W przypadku wielu ras (i wielorasowców oczywiście też!) tego tematu się nie przeskoczy. Jest pies, są i jego włoski. Zbyt obfite wypadanie włosów może być oznaką do niepokoju i warto przyjrzeć się zwierzęciu, czy nie brakuje mu np. witamin, czy stosujemy dla niego odpowiednią dietę. W okresach zrzucania sierści trzeba się jednak nastawić na codzienne odkurzanie/mycie podłogi, tym bardziej, gdy dziecko zacznie pełzać/raczkować i czas spędzany na parkiecie czy panelach będzie dla niego dużym urozmaiceniem dnia.

Warto jednak uczyć psa, że pewne rejony zarezerwowane są tylko dla malucha. Tak może być np. w przypadku rozłożenia maty piankowej, która i tak mogłaby nie przeżyć pazurków futrzatego domownika. Jeśli pies upatrzy sobie matę jako przyjazne miejsce do leżenia, trzeba go z niego stanowczo, ale nie brutalnie, wygonić i wskazać jego legowisko. Dzięki temu przynajmniej to miejsce będzie pozbawione włosków psa.

Legowisko to również bardzo istotna sprawa - pies musi mieć swoje miejsce w domu, w którym będzie miał spokój, które nie będzie co chwilę przestawiane na inne miejsce. Uszanowanie jego miejsca jest bardzo ważne także dla dziecka, które w przyszłości będzie musiało wiedzieć, że nie będzie to dla niego ani miejsce odpoczynku, ani zabawy.

Najlepszy przyjaciel malucha

     Już przy siedmiomiesięcznej R. widzę, że dla Ginesa jest ona jego małą księżniczką. Cieszy się, gdy ją widzi, przychodzi się przywitać, liże stópki. R. zresztą reaguje na niego szczerym i głośnym śmiechem, co jest niezwykle urocze. Sama wychowywałam się z psem i wspominam jego obecność w moim życiu jako jedno z najważniejszych wspomnień. Nigdy nie zrobił mi krzywdy, nigdy nie warknął, czasem ostrzegał, ale wytrzymywał naprawdę wiele. Wychowywanie się dziecka razem z psem uczy wrażliwości w stosunku do zwierząt, dzięki temu dzieci są mniej bojaźliwe na widok psów. Oczywiście trzeba zachować zdrowy rozsądek - zawsze musimy pamiętać, by nie zostawiać dziecka i psa sam na sam podczas zabawy. Dziecko na początku poznaje świat z ogromną ciekawością i czasem trudno mu określić granice np. użycia swojej siły, na co psy są niezwykle wrażliwe. Czujne oko rodzica zawsze powinno obserwować swoje “pociechy”, a jeśli jakieś zachowanie czworonoga wyda mu się nieodpowiednie - trzeba jak najszybciej skonsultować się z behawiorystą i do czasu jego wizyty w domu ograniczyć kontakt pomiędzy dzieckiem a psem.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Zabawka za 0,99 zł z Biedronki

     R. weszła w okres dużego zainteresowania zabawkami, a co za tym idzie - szybką nudą. Głowimy się, co może ją zająć i zaciekawić. Warto pamiętać, że dla dziecka świetną zabawką mogą być rzeczy codziennego użytku.

I balon z helem od H. Nie wiem, której z nas sprawił większą przyjemność.





Żłobek - temat na "tuż po porodzie"

     Większość rodziców przechodzi przez temat żłobka, dla większości jest on stresujący, kosztowny i niestety - konieczny. No właśnie, czy aby na pewno niestety?

Stres

     Otóż okazuje się, że mając żłobek niecałą minutę od domu, polecany, cieszący się dobrą opinią, do którego uczęszczają dzieci naszych sąsiadów, niewiele tygodni po urodzeniu R. powinniśmy byli złożyć wniosek o przyjęcie naszej pociechy do tej właśnie placówki. R. urodziła się "w środku semestru" i w związku z tym, że ledwo wychodząc z połogu nie myślałam o wypełnianiu formularzy o jej przyjęcie do tego konkretnego żłobka, możemy teraz jedynie obejść się smakiem.  Dlaczego zależało nam na tym miejscu? Wspomniane polecenie - nie chcieliśmy dawać R. do nieznanego nam miejsca. Bliskość domu. Dofinansowanie - zamiast blisko tysiąca, żłobek ten kosztuje w okresie wrzesień-grudzień 350 zł, a od stycznia 600 zł (+koszt wyżywienia, ok. 10 zł za dzień). Nic tam, trzeba szukać dalej.

7 sierpnia we Wrocławiu ruszała dodatkowa rekrutacja dla spóźnialskich w żłobkach, w których zostały wolne miejsca. I tak właśnie 4 km od naszego domu, na ulicy Różanej było miejsce, które nas zainteresowało. Mogło tam się dostać dwoje maluchów. R. na liście nie było.

Mam jednak kilku aniołów stróżów - znajomych, którzy czasem pojawiają się w moim życiu dokładnie w czasie rozmaitych zagwozdek i niepewności. Jeden z nich polecił żłobek oddalony zaledwie 1,3 km od nas. I tam właśnie R. spędzi pierwsze miesiące poza domem, ucząc się, bawiąc, poznając inny świat niż ten, który odkrywała ze mną, z nami. Ale to za ponad pół roku. Choć miejsce musieliśmy zająć już teraz.

Koszty

     To jednak nie była tania alternatywa. Swoją drogą to takie przykre, że odwiedzając strony wrocławskich i podwrocławskich żłobków, pierwszą zakładką, którą otwierałam, był "cennik", a dopiero później (choć oczywiście z większym zainteresowaniem i powagą) zapoznawałam się z programem. "Akademia Krasnoludka" będzie nas kosztować ok. 1000 zł miesięcznie.

Konieczność

     I w głowie pojawia się pytanie - czy w takim razie opłaca mi się wracać do pracy? Mimo wszystko wciąż tak, bo po prostu nie mam wyjścia. Koniec urlopu macierzyńskiego oznacza urlop wychowawczy, czyli opcję bez wynagrodzenia.

Niestety?

     Pamela Druckerman w swojej książce "W Paryżu dzieci nie grymaszą" która stanowi opowieść Amerykanki mieszkającej, rodzącej i wychowującej dzieci w Paryżu, o wychowaniu potomstwa w stolicy Francji. Aby zobrazować różnice wynikające z postrzegania żłobków (obraz amerykański bliższy jest panującemu w Polsce), przytoczę cytat (fragment ze stron 137-138, wydanie I):

- Matki z klasy średniej w Stanach Zjednoczonych na ogół nie były zachwycone instytucją żłobka. Już samo słowo kojarzyło im się z pedofilami i niemowlętami płaczącymi w brudnych, pogrążonych w półmroku salach (...). Amerykańscy rodzice, których było na to stać, zatrudniali opiekunki do dziecka na pełny etat, a gdy maluch skończył dwa lub trzy lata, posyłali go do przedszkola. Ci, którzy musieli korzystać ze żłobków, bardzo ostrożnie wybierali placówkę i robili to z poczuciem winy.

Tymczasem francuscy rodzice z klasy średniej - architekci, lekarze, dziennikarze - walczyli zębami i pazurami o miejsce w pobliskim crèche [żłobek - przyp.], czynnej przez pięć dni w tygodniu, zazwyczaj od ósmej do szóstej. Matki składały aplikacje, kiedy tylko zaszły w ciążę, a potem przekonywały, płaszczyły się, błagały".

     Druckerman opisuje w swojej książce niezwykle przychylne spojrzenie na żłobki, jakie we Francji jest powszechne. Warto się z nim zapoznać i nie traktować żłobka jako zła ostatecznego, a jako miejsce, w którym nasze dzieci mogą się rozwinąć i poznać świat z innej strony niż ta, którą pokazywaliśmy my. Oczywiście wcześniej trzeba dołożyć wszelkich starań, by wybrać placówkę mającą dobre opinie, przemyślany program i odpowiednio wykształconą kadrę.

środa, 19 sierpnia 2015

7 miesięcy i 3 dni. Dzień dobry


     Od czego tu zacząć, skoro tyle blogów parentingowych tętni życiem, prowadzone są przez ekspertów, doświadczone mamy (najczęściej), dzielące się swoją wiedzą w sposób przystępny i ciekawy. Jednak każdy przedstawia spojrzenie na małego człowieka w swój sposób. Z innych portali i blogów można czerpać i się uczyć, ale jeśli gdzieś w głębi serca czuje się (szczególnie, jeśli to uczucie utrzymuje się przez dłuższy czas) potrzebę pisania i dzielenia się, czemu się przed tym powstrzymywać. Szczególnie, jeśli mąż sprezentował nowy laptop, na którym pisząc, wreszcie literki wystukiwane są w czasie rzeczywistym, a nie z opóźnieniem ;)

     To był niezwykły dzień. Biel dwóch dolnych jedyneczek jest już widoczna. R. powiedziała wyraźne "tata" i widząc radość H., powtarzała to patrząc w oczy i szczerze się śmiejąc :) R. płakała troszkę mniej i dałam jej trochę mniej syropu przeciwbólowego niż zwykle. Oby tak dalej, oby jeszcze lepiej.