czwartek, 20 sierpnia 2015

Żłobek - temat na "tuż po porodzie"

     Większość rodziców przechodzi przez temat żłobka, dla większości jest on stresujący, kosztowny i niestety - konieczny. No właśnie, czy aby na pewno niestety?

Stres

     Otóż okazuje się, że mając żłobek niecałą minutę od domu, polecany, cieszący się dobrą opinią, do którego uczęszczają dzieci naszych sąsiadów, niewiele tygodni po urodzeniu R. powinniśmy byli złożyć wniosek o przyjęcie naszej pociechy do tej właśnie placówki. R. urodziła się "w środku semestru" i w związku z tym, że ledwo wychodząc z połogu nie myślałam o wypełnianiu formularzy o jej przyjęcie do tego konkretnego żłobka, możemy teraz jedynie obejść się smakiem.  Dlaczego zależało nam na tym miejscu? Wspomniane polecenie - nie chcieliśmy dawać R. do nieznanego nam miejsca. Bliskość domu. Dofinansowanie - zamiast blisko tysiąca, żłobek ten kosztuje w okresie wrzesień-grudzień 350 zł, a od stycznia 600 zł (+koszt wyżywienia, ok. 10 zł za dzień). Nic tam, trzeba szukać dalej.

7 sierpnia we Wrocławiu ruszała dodatkowa rekrutacja dla spóźnialskich w żłobkach, w których zostały wolne miejsca. I tak właśnie 4 km od naszego domu, na ulicy Różanej było miejsce, które nas zainteresowało. Mogło tam się dostać dwoje maluchów. R. na liście nie było.

Mam jednak kilku aniołów stróżów - znajomych, którzy czasem pojawiają się w moim życiu dokładnie w czasie rozmaitych zagwozdek i niepewności. Jeden z nich polecił żłobek oddalony zaledwie 1,3 km od nas. I tam właśnie R. spędzi pierwsze miesiące poza domem, ucząc się, bawiąc, poznając inny świat niż ten, który odkrywała ze mną, z nami. Ale to za ponad pół roku. Choć miejsce musieliśmy zająć już teraz.

Koszty

     To jednak nie była tania alternatywa. Swoją drogą to takie przykre, że odwiedzając strony wrocławskich i podwrocławskich żłobków, pierwszą zakładką, którą otwierałam, był "cennik", a dopiero później (choć oczywiście z większym zainteresowaniem i powagą) zapoznawałam się z programem. "Akademia Krasnoludka" będzie nas kosztować ok. 1000 zł miesięcznie.

Konieczność

     I w głowie pojawia się pytanie - czy w takim razie opłaca mi się wracać do pracy? Mimo wszystko wciąż tak, bo po prostu nie mam wyjścia. Koniec urlopu macierzyńskiego oznacza urlop wychowawczy, czyli opcję bez wynagrodzenia.

Niestety?

     Pamela Druckerman w swojej książce "W Paryżu dzieci nie grymaszą" która stanowi opowieść Amerykanki mieszkającej, rodzącej i wychowującej dzieci w Paryżu, o wychowaniu potomstwa w stolicy Francji. Aby zobrazować różnice wynikające z postrzegania żłobków (obraz amerykański bliższy jest panującemu w Polsce), przytoczę cytat (fragment ze stron 137-138, wydanie I):

- Matki z klasy średniej w Stanach Zjednoczonych na ogół nie były zachwycone instytucją żłobka. Już samo słowo kojarzyło im się z pedofilami i niemowlętami płaczącymi w brudnych, pogrążonych w półmroku salach (...). Amerykańscy rodzice, których było na to stać, zatrudniali opiekunki do dziecka na pełny etat, a gdy maluch skończył dwa lub trzy lata, posyłali go do przedszkola. Ci, którzy musieli korzystać ze żłobków, bardzo ostrożnie wybierali placówkę i robili to z poczuciem winy.

Tymczasem francuscy rodzice z klasy średniej - architekci, lekarze, dziennikarze - walczyli zębami i pazurami o miejsce w pobliskim crèche [żłobek - przyp.], czynnej przez pięć dni w tygodniu, zazwyczaj od ósmej do szóstej. Matki składały aplikacje, kiedy tylko zaszły w ciążę, a potem przekonywały, płaszczyły się, błagały".

     Druckerman opisuje w swojej książce niezwykle przychylne spojrzenie na żłobki, jakie we Francji jest powszechne. Warto się z nim zapoznać i nie traktować żłobka jako zła ostatecznego, a jako miejsce, w którym nasze dzieci mogą się rozwinąć i poznać świat z innej strony niż ta, którą pokazywaliśmy my. Oczywiście wcześniej trzeba dołożyć wszelkich starań, by wybrać placówkę mającą dobre opinie, przemyślany program i odpowiednio wykształconą kadrę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz