środa, 30 września 2015

Urlop w Bieszczadach z dzieckiem

Po ponad tygodniu nieobecności spieszę z nowym tekstem, będącym krótkim podsumowaniem tych ostatnich dni. Dni spędzonych daleko od gwaru, pędu, krzyku i niepotrzebnych spięć. Ponownie wyruszyliśmy w Bieszczady, choć tym razem w powiększonym gronie. 


     Nie baliśmy się wyjazdu z małym dzieckiem. R. skończyła 8 miesięcy i 8 godzin podróży pokonała bez większych problemów. Jechaliśmy z Wrocławia do Wetliny, wyruszyliśmy nocą, wybudzając R., co mimo wszystko zdawało się być najlepszym rozwiązaniem, chcąc dotrzeć na miejsce o rozsądnej porze.

Wetlina

     Wetlinę pierwszy raz odwiedziliśmy dwa lata temu. To bardzo przyjemne miejsce stanowi doskonałą bazę wypadową na najpopularniejsze szlaki Bieszczadów. Zatrzymaliśmy się ponownie w Chacie Kruka, czyli Krukówce – przepięknie wykonanym drewnianym domu, w którego wnętrzu wszystko gra, pachnie Bieszczadami i jest w niezwykłym klimacie. Zajęliśmy (również ponownie) apartament (mało bieszczadzka terminologia) huculski.




 Przewodnik zakupiony jeśli dobrze pamiętam w Lidlu. Sprawdza się doskonale, ale niestety brakuje szacowanych czasów pokonania poszczególnych szlaków.

Każdy wieczór umilały nam Scrabble. Tydzień bez dostępu do internetu, tydzień bez Facebooka. Taki odwyk jest czasem bardzo potrzebny.






W Krukówce gospodarzami są Kasia i Piotrek. Kasia raz na jakiś czas piecze pyszny chleb na zakwasie <3

Smerek.
Spojrzenie w stronę Chatki Puchatka.
Po przejściu przez Połoninę Wetlińską - rzut okiem na Smerek.
Schronisko Chatka Puchatka.


Bacówka niedaleko zejścia z Połoniny Caryńskiej. Bardzo fajne miejsce, świetny klimat.




Podczas całego urlopu wózek został wyciągnięty z samochodu tylko raz, na dodatek nie z jakiejś specjalnej potrzeby. Chyba bardziej po to, żeby nie było, że go w ogóle nie użyliśmy ;)



Gdzie zjeść w Wetlinie?

     Miejscem, do którego bardzo chcieliśmy wrócić i którego kuchnię wspominamy z ogromną przyjemnością, jest Chata Wędrowca. Naleśnik jako firmowe danie to podstawa (osobiście bardzo polecam „Mix”. Połowa porcji wystarczy nawet dla głodnego piechura). Jedliśmy tam także ser smażony, pierogi, piliśmy dobre piwo (w ofercie także bezalkoholowe). Za obiad dla dwojga płaciliśmy ok. 70 zł. Dodatkowo fajne miejsce z pięknym wystrojem i dostępnymi krzesełkami dla najmłodszych (niezawodne Antilop). Jedynie z przebraniem i nakarmieniem maleństwa trzeba było troszkę się pogimnastykować – ja przebierałam R. na rozwiniętym na ziemi podkładzie w toalecie. Karmiłam wtulona w kąt pomieszczenia.

Jeden z napisów zdobiących Chatę Wędrowca. Sama prawda!
Byliśmy również w Starym Siole, będącym sąsiadem Chaty. Świetny klimat, bardzo przyjemny dla ucha jazz. Miejsce idealne dla amatorów herbaty i wina. Jeśli jednak chodzi o jedzenie, to wolimy menu bardziej przystępne cenowo, mniej wyszukane, z większymi porcjami. Jednak miejsce z pewnością warto odwiedzić. Karmienie i przewijanie – j.w.

Trafiliśmy także do Rancza – jednej z pierwszych knajpek jadąc od strony Ustrzyk Górnych. H., który poleciał klasyką i zamówił schabowego z frytkami i kapuchą – chyba nigdy nie dostał tak wielkiej porcji. Powiedział, że pyszne, po czym wytoczył się w kierunku auta. Ja dostałam równie pyszną pizzę (urocza kelnerka dumała ze mną nad kartą, co by tu wegetariańskiego uszyć w tym „miejscu dla mięsożerców” ;)). Zaradziła. Ranczo jest z pewnością miejscem idealnym dla tych, którzy chcą dobrze zjeść, ale nie wydać zawrotnej sumy. Za dwa dania i napoje chłodzące zapłaciliśmy nieco ponad 50 zł. Pizzą raczyliśmy się jeszcze drugiego dnia.

Jakie nosidełko na piesze wycieczki?

     Oprócz wygodnych butów, tym razem musieliśmy pomyśleć także o tym, jak będziemy nosić R. Mieliśmy do wyboru chustę, nosidełko Tula i nosidło ze stelażem. Postawiliśmy na Tulę i to była doskonała decyzja. Mała cały dzień wyprawy spędzała na plecach, skąd oglądała świat, gaworzyła, gdzie przesypiała nawet 4 godziny. Na przebranie i karmienie zatrzymywaliśmy się w schroniskach czy bacówkach, w przypadku ładnej i bezwietrznej pogody – pod drzewkiem. Gdy spała, zapominałam o tym, że jest z nami dziecko. Czułam, jakbym niosła dobrze dopasowany plecak. Jedynie po kilku dniach po wewnętrznej stronie kolanek R. widoczne były delikatne otarcia, co wieczorami dawało się R. we znaki (ratowaliśmy się Sudocremem, który na szczęście błyskawicznie pomagał).


Podczas każdej wycieczki R. siedziała na plecach. Idąc z kimś, rozwiązanie jest doskonałe, bo druga osoba może raz na jakiś czas rzucić okiem, czy wszystko jest ok (sama nic nie widziałam, choć szyję mam nie krótką) i przede wszystkim - pomóc w ubraniu.

Moim i H. zdaniem miękkie nosidło na takie wypady jest dużo lepsze niż to ze stelażem, szczególnie dla tak małych dzieci (8 miesięcy). Nosidło ze stelażem na szczytach zachowywało się jak żagiel, a większość rodziców właśnie z tej opcji noszenia korzystało.

Bieszczady - atrakcje na deszczowe dni

     Pogodę zaliczamy do udanych, choć ostatnie dwa dni padało. Mimo wszystko nie pomieszało nam to szyków, ponieważ zaplanowaliśmy podróże w których deszcz specjalnie nie przeszkadzał. Wybraliśmy się na wycieczkę samochodową do Worka Bieszczadzkiego – najbardziej na południe wysuniętego krańca Polski. Jadąc wzdłuż granicy z Ukrainą co jakiś czas zgodnie stwierdzaliśmy, że Biesy po naszej stronie są dużo ładniejsze ;) Nie dojechaliśmy jednak do samego końca zaplanowanej trasy – Tarnawy Niżnej, ze względu na kiepską drogę. Wracając zatrzymaliśmy się przy zagrodzie Żubrów w Mucznem. Niestety widzieliśmy tylko machające z oddali ogonki, bo trafiliśmy na porę karmienia.
Wycieczka na Tarnicę - R. zdobyła najwyższy szczyt Bieszczadów. Tak, szczyt w deszczu.
W każdym przewodniku po Bieszczadach znajdziemy także adnotację o bieszczadzkiej kolejce. Licząca w sumie 2 godziny wycieczka zaliczana jest do pozycji, które warto zawrzeć w choćby kilkudniowym urlopie. Tak też zrobiliśmy. Przejechaliśmy trasę Majdan-Balnica-Majdan. Za jeden bilet zapłaciliśmy 20 zł, R. oczywiście bezpłatnie. Ponieważ siąpiło i niebo wisiało nisko nad głowami, chwilowe widoki nie były nam dane. Chwilowe, ponieważ mimo wszystko znaczną część podróży pokonuje się przez lasy lub wzdłuż drogi. Chodzą słuchy, że atrakcyjniejsza jest podróż trasą Majdan-Przysłup-Majdan. Szczegóły tras są dostępne na wskazanej wyżej stronie, ale co do zasady w sezonie kolejka jeździ dwa razy dziennie. Trzeba jednak odpowiednio wcześnie kupić bilety, ponieważ atrakcja cieszy się dużym zainteresowaniem. Z Wetliny do Majdanu jechaliśmy ok. 25 minut.


Kolejny tekst, który już powstaje, będzie opisem tras, które z R. w nosidle zrobiliśmy w Bieszczadach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz